Ulica Staszica i kawałek ulicy Kościuszki miały swego czasu niewielkie trawniki umiejscowione między ulicą, a chodnikiem. Do czasu -- oczywiście do czasu kiedy samochodziarze "musieli" kupić swe samochody, a później -- zima zaskoczyła drogowców -- okazało się, że w Toruniu nie ma miejsc parkingowych na skalę apetytu kierowców, więc "musieli" parkować swe samochody wprost na trawnikach (tradycyjnie Straż Miejska nic nie widziała). Efekt -- łachy piachu. Nie można ich było ogrodzić, zabezpieczyć, przypilnować, rekultywować, zamienić z powrotem w zielone trawniki. Nie-Da-Się (tm).
Ale MZD znalazło radę -- zlikwidować!
I tak jest na całej długości Staszica -- kostka na chodniku, kostka na ulicy, asfalt na ulicy.
Tego typu pojedyncze działanie nie zniszczy jeszcze Torunia, problem w tym, że nie jest ono odosobnione. Władzom miasta wycinanie drzew, zalewanie kolejnych terenów asfaltem przychodzi z niebywałą łatwością -- natomiast posadowienie kwietników, klombów (nie mówię tu o Starówce, która działa na zasadzie potiomkinowskiej wioski -- dla turystów i przyjezdnych oficjeli) ooo... trudność niebywała, nie da się.
Toruń niestety jest niszczony przez samochody, nie wiedzieć czemu sprzyja temu władza. Mieszkańcy mają potrzebę przemieszczania się, to oczywiste, ale samochód nie jest rozwiązaniem -- nawet jeśli pominąć negatywny wpływ na życie (hałas, spaliny, podwyższenie temperatury, wypadki) -- to samochód potrzebuje przestrzeni. A tę mamy ograniczoną -- więc albo mieszkańcy uzyskają przestrzeń do życia, albo samochody do jeżdzenia.
Obecnie prawa ludzi są pomniejszane kosztem samochodów, co dalej?
No comments:
Post a Comment